Najprawdopodobniej pojawienie się w języku rosyjskimkino z serialu policyjnego rozkoszującego się tematem, który był istotny od czasów niezapomnianego Conana Doyle'a - bezpośrednie uczestnictwo w dochodzeniu detektywistycznym zaangażowanego konsultanta cywilnego było kwestią czasu. I tak się stało - na niebieskich ekranach kraju produkt filmowy „Metoda Freuda” rozpoczął swój triumfalny marsz.
Twórcy dołożyli już wszelkich starań:a obsada jest przyzwoita, główny aktor - Ivan Okhlobystin - jest nie do pochwały, to wszystko. Akompaniament muzyczny, zaczynający się od tytułowej (intro) ścieżki dźwiękowej - w stylu "Sherlocka", fabuła jest praktycznie skopiowana z "The Mentalist", a głównym bohaterem jest Gregory House w ciele, to jest po prostu bardziej wnikliwe niż sam Cal Lightman. A kto ośmieli się nazwać ten pomysł nowatorskim, a przynajmniej oryginalnym, po „The Mentalist”, „Detective Monk”, „Dexterze”, współczesnym „Sherlocku” i jego „Elementary”? Najprawdopodobniej nikt!
Nie spoiler, ale historia
Aby poznać tło pojawienia się głównego bohateraw organach ścigania ze szczególną pasją trzeba obejrzeć film „Metoda Freuda” (odcinek 2). Tam Roman Freidin jest przystojnym mężczyzną, który studiował psychologię, socjologię i brał udział w kursach u wróżbitów wszelkiego rodzaju szamanów i wróżbitów, przesycony nauką, ale wkładający dużo do swojego arsenału, zostaje najlepszym pokerzystą na świecie.
Rzucił się do Europy - tam „otrząsnąć się”miliarderów, ale wszechwiedzący Interpol natychmiast zablokował mu dostęp i siłą odesłał go do ojczyzny. Bohater z nudów pomaga wszelkiego rodzaju kancelariom prawniczym, których prawnicy zaczynają wygrywać proces za procesem, a prokuratura gryzie się w łokcie. I tutaj nie wiadomo, jak atrakcyjna dziewczyna w wieku około dwudziestu lat zostaje powołana na stanowisko szefa wydziału śledczego prokuratury, oczywiście biedna dziewczyna nie radzi sobie z pracą. Tu pojawia się zbawiciel - Roman Freidin. A potem - wszystko na radełkowanym: genialny bohater, głupota i ograniczenie innych, nieunikniona pasja miłosna do szefa, ciągłe waśnie z kolegami i obowiązkowe schwytanie kolejnego złoczyńcy na koniec serii.
Fakty w obronie
Z drugiej strony twórcom udało sięstworzenie specjalnego „detektywistycznego” intrygującego nastroju, dzięki zręcznym scenarzystom, którzy budowali błyskotliwe dialogi hojnie doprawiając je aforyzmami. Co więcej, kryminał to dość wąski gatunek, a filmy kryminalne były już kręcone, może być nawet więcej seriali niż innych razem wziętych, tutaj mimowolnie nie można obejść się bez stereotypów i powtórzeń. Albo twórcy zdali sobie z tego sprawę na czas, albo finansowanie się zatrzymało, ale do 60. odcinka nie rozciągnęli fabuły. Zostawili widza z niemym pytaniem: "Metoda Freuda, czy będzie kontynuacja serii?" Przecież spora połowa słuchaczy jest zdania, że pospieszyli z zamknięciem.
Generalnie „Metoda Freuda” nie jest najgorszym produktem filmowymnasz czas. Jedyne pytanie pozostaje otwarte: dlaczego biedny stary Freud (ten sam twórca psychoanalizy) był wleczony? Czy to przykład złego gustu czy udany chwyt reklamowy?